start | ja | teatr, radio, film, telewizja, orkiestra | mp3
napisali | filmy | kontakt | linki | stempel

 

 

 

 

 
 

 

Rozmowy przed premierą Piotrusia Pana w Teatrze im. H. CH.  Andersena w Lublinie

(zamieszczone na www.teatrandersena.pl :-)
 


Małgorzata Wielgosz: Jakie będą piosenki w "Piotrusiu Panie"?

- Michał Kowalczyk: Każda z piosenek zabrzmi nieco inaczej – jedna jest sentymentalna, druga groźna, kolejna rytmiczna, wesoła... Każdy powinien coś tam znaleźć dla siebie.

Jak to się zaczęło, że zaczął Pan komponować muzykę do spektakli?

- Niektórzy z nas noszą w sobie tęsknotę za teatrem, pragnienie, żeby zaistnieć na scenie jako aktor. Trochę o tym marzyłem, jak byłem jeszcze dzieckiem. Ukończyłem jednak Akademię Muzyczną w Katowicach, zostałem muzykiem i myślę, że lepiej mi się nie mogło trafić. Mój przyjaciel Jerzy Jan Połoński podsunął mi teksty Mirona Białoszewskiego. „Pobawiłem się” nimi, tworząc muzykę. Powstał bardzo abstrakcyjny spektakl „Norim no”. Później Arkadiusz Klucznik zamówił u mnie adaptację muzyczną „Czarodziejskiego fletu”. Potem skomponowałem muzykę do „Kopciuszka”. Z wykształcenia jestem skrzypkiem a nie kompozytorem, pisanie muzyki jest więc w moim przypadku działaniem intuicyjnym, niemniej odczuwam wielką radość kiedy mogę coś napisać.

Gra Pan również w orkiestrze?

- Tak. Gram na skrzypcach w Narodowej Orkiestrze Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach.

Woli Pan grać w orkiestrze czy komponować dla teatru?

- Grając w orkiestrze kładę nuty na pulpit i odtwarzam. Wszystko jest w nich zapisane. Dopiero w domu zaczyna się dla mnie praca twórcza - wtedy myślę, składam nutki, zazwyczaj nocami, bo wtedy nikt nie przeszkadza. Te dwa światy - odtwórczy i twórczy - wzajemnie się uzupełniają. Cieszę się, że mam możliwość kontaktu z nimi. Poprzez to życie wydaje się być bardziej kolorowe.

Czy dobrze układa się współpraca kompozytora z osobą przygotowującą aktorów wokalnie?

- Niezwykle miło pracuje mi się z panią Marceliną. Ma dobre podejście do aktorów. Nawet chyba lepiej wie jak z nimi pracować, niż ja, zresztą ma większe doświadczenie w tym względzie, więc nic dziwnego. Kompozytor pisząc muzykę coś sobie wyobraża. To wyobrażenie jest niekiedy tak silne, że czasem trudno zauważyć jakieś inne wyjścia interpretacyjne niż te, które sam sobie założył. Myślę, że najlepszym wyjściem jest oderwanie się od utworów, które się napisało i nie ingerowanie w to, jak ktoś moją muzykę interpretuje. Marcelinie łatwiej jest stworzyć nową jakość na bazie mojej muzyki poprzez to, że jej nie napisała.

 

 

 

Łobuzersko o Nibylandii


Łobuzersko, zadziornie i radośnie. Tak dzieci wykonają piosenkę o Nibylandii w spektaklu „Piotruś Pan”. Przygotowuje ją z nimi Marcelina Paniuta.

- Piosenkę zaśpiewają dzieci, które przeszły drugi etap eliminacji – tłumaczy. - Ma to być dla nich przygoda i nagroda zarazem. Materiał muzyczny jest nośny, pobudzający wyobraźnię. Słowa mówią o tym, że dzieci tworzą Nibylandię, czyli swój własny świat, taki, jaki chciałyby, żeby był. Nie ma w nim zakazów. Mogą robić to, na co mają ochotę.

Marcelina Paniuta pierwszy raz pracuje w Teatrze Andersena w Lublinie, ale to nie są jej pierwsze doświadczenia teatralne.

- Od siedmiu lat związana jestem z Teatrem Arlekin w Łodzi, gdzie występuję również w roli aktorki, korepetytorki, tancerki, opracowuję muzycznie spektakle – wylicza. - Ukończyłam Wydział Teorii, Kompozycji, Wychowania Muzycznego i Rytmiki w Łodzi. Sześć lat uczyłam w Akademii Muzycznej. Prowadziłam zajęcia z tańca, improwizacji kompozycji ruchu, rytmiki.

Praca nad „Piotrusiem Panem” bardzo jej się podoba.

- Materiał muzyczny jest wdzięczny i piękny, napisany przez pana Michała Kowalczyka, którego bardzo cenię jako kompozytora - podkreśla Marcelina Paniuta. - Poza tym pracuję z ekipą aktorów śpiewających. Dużo dają oni z siebie, zwłaszcza, jeśli chodzi o interpretację tekstu. Są bardzo chętni do pracy. Linii melodycznej uczą się ze słuchu. To niezwykle cenna umiejętność. Wielu muzyków miałoby problem z nauczeniem się melodii bez „wsparcia” nutowego zapisu.

Marcelina Paniuta dba, by piosenki brzmiały dobrze.

- Szlifuję ich wykonanie i proponuję interpretację – deklaruje. - Naszą pracę weryfikuje wprawne ucho kompozytora, który nadaje ostateczny szlif dziełu od strony muzycznej. Praca przebiega w niezwykle przyjaznej atmosferze, co jest bardzo ważne w procesie tworzenia. Machiną napędzającą jest reżyser Arkadiusz Klucznik, którego zaangażowanie, pozytywna energia i chęć pracy zaraża wszystkich dokoła.
Efekty będzie można usłyszeć niebawem. Premiera spektaklu już w czerwcu.

 

_________________________________________________________________

 

Piotruś Pan jak Indiana Jones

- Jeśli chodzi o rozmiary przedsięwzięcia - rozmach, wielkość sceny, budżet, scenografię - jest to największa realizacja w mojej karierze - mówi reżyser ARKADIUSZ KLUCZNIK przed premierą "Piotrusia Pana" w lubelskim Teatrze im. Andersena.

 

«Andrzej Molik: "Piotruś Pan" jest ostatnią premierą sezonu, a jednocześnie - w przeciwieństwie do zwyczajów poprzednika na dyrektorskim fotelu - dopiero pierwszą w Pana reżyserii...

Arkadiusz Klucznik, dyrektor naczelny i artystyczny teatru, reżyser przedstawienia: Jak mówi wielokrotny dyrektor teatrów wielkich i oper Sławomir Pietras, nie można być trochę w ciąży. Nie będzie się dobrym dyrektorem i jednocześnie reżyserem. Ten "Piotruś" powstał w pewnym stopniu na zasadzie sprawowania honorów domu. Nie chcę jednak, żeby to był teatr autorski. Jednocześnie przyznam, że jeśli chodzi o rozmiary przedsięwzięcia - rozmach, wielkość sceny, budżet, scenografię - jest to największa realizacja w mojej karierze.

 

Jak nazwałby Pan formę teatralną, którą przybrała?

- Opiera się określeniu around, czyli "dookoła". Widz jest uczestnikiem tego, co się dzieje wokół niego. Spektakl opiera się na czterech, podstawowych technikach teatru lalkowego - żywym planie aktorskim, marionetkach niciowych, kukłach i jawajkach.

 

Czy "Piotruś Pan" to musical?

- Zawsze robię musicale. Nie wiem, na czym to polega. Może dlatego, że jako aktor debiutowałem w Teatrze Rozrywki w Chorzowie, a wszystko skończyło się doktoratem z musicalu. Zresztą nie wiem, czy to musical. Na pewno w spektaklu jest dużo muzyki. Jej autorem jest Michał Kowalczyk.

 

Wracając do lalek. Ostatni raz w Teatrze Andersena widziałem marionetki na początku lat 90. Dlaczego w teatrach lalkowych lalki stały się niemodne?

- Modom nie ulegam, bo w teatrze byłoby to zgubne. A jeszcze dłużej nie było w naszym teatrze jawajek, bodaj ostatni raz użyto je w "Tryptyku staropolskim" z 1972 r. ze scenografią Zenobiusza Strzeleckiego. Jawajka obok marionetki najlepiej kopiuje zachowania człowieka, a różnica polega na tym, że marionetka umie latać, co wykorzystaliśmy.

 

Mówił Pan o autorze muzyki, a kto napisał teksty piosenek?

- Dariusz Czajkowski, aktor z Będzina, z wykształcenia... księgowy, według mnie równy Młynarskiemu, jeśli chodzi o warsztat.

 

To nie jest pierwsza Pana realizacja adaptacji powieści Jamesa Matthew Barriego. Czy to nie rok temu "Piotruś Pan" miał premierę w Łodzi?

- Powtórzę się, że tam była inna konwencja oraz scenografia. Ja wiem, że każdy reżyser, który podchodzi drugi raz do tego samego tekstu, będzie udowadniał, że realizacje się różnią, ale tak rzeczywiście w tym przypadku jest. Tam wszystko odbywało się na zasadzie cyrku. Słowacka scenograf Eva Farkasova stworzyła coś z pogranicza żaglowca i cyrku. Tam piraci byli też cyrkowcami, tu są tylko piratami. W Andersenie jesteśmy bliżej Indiany Jonesa. Co ciekawe, ten sam kompozytor stworzył w Lublinie inną muzykę niż w Łodzi.

 

Jedną z atrakcji tej realizacji mają być dwie obsady ról Piotrusia i Wendy i dlatego odbędą się dwie premiery. Na której wystąpi dwójka aktorów Andersena, a na której wybrane z castingu dzieci?

- Dzieci, 10-letni Kacper Łagowski ze Świdnika i dwa lata starsza lublinianka Agata Gromada, wystąpią w sobotę, a aktorzy - Konrad i Mirella Biel - w niedzielę.»

 

 

 

 

 

...góra strony...